wtorek, 6 maja 2014

Pesto dla ubogich i...Chiny?! Nie! To Chinatown w Londyńskim Soho! :D

Wykonanie domowego pesto jest niezmiernie proste. Jedyne co stoi na przeszkodzie to cena orzeszków piniowych...dlatego postanowiłam z nich zrezygnować! I zastąpić je słonecznikiem. :) Może i nie jest to prawdziwe zielone pesto-pesto, ale i tak wyszło pyszne. :)



Czego potrzebujemy?


- doniczki bazylii
- garści (lub dwóch, lub trzech) słonecznika
- dobrej jakość oliwy z oliwek
- soli
(w oryginalnej wersji jest jeszcze parmezan, ale cóż, jak mówiłam to wersja studencka ;P )



Będziemy blenodwać ;)

Ale najpierw słonecznika podprażamy chwilę na suchej patelni, uważając by nam się nie przypalił i nie ściemniał. Następnie gdy przestygnie wrzucamy go do jakiegoś naczynia, dodajemy bazylię (same listki! bez doniczki!) i blendujemy. Gdy słonecznik się rozdrobni dolewamy oliwy i blendujemy dalej. Oliwy dolewamy w zależności od konsystencji jaką chcemy uzyskać. Ogólnie pesto powinno być bardziej gęste niż rzadsze... Doprawiamy solą.


Wiem, wygląda dosyć ponuro, ale musiałam śpieszyć się ze zdjęciami bo głodomory czekały!

Pesto bardzo dobrze czuje się w postaci makaronu. Uważajcie tylko by nie dodać go za dużo (nie traktujcie biednego pesto jak bolognese!).
Jak ktoś lubi to ta zielona pasta z pewnością nie obrazi się gdy przedstawicie ją świeżej bagietce!




Pesto w towarzystwie trójkolorowego makaronu (zwykły, szpinakowy, pomidorowy) i smażonego bekonu

(cóż, dla niektórych jak nie ma mięsa, to nie obiad ;P )
Zarówno słonecznik, jak i bazylia zawierają wiele witamin, a także ważnych dla zdrowia pierwiastków. Pestki słonecznika na przykład wspomagają wzrok - co może być bardzo pomocne dla maturzystów ślęczących nad książkami przy kiepskim oświetleniu (lub siedzących na fejsie, udających, że się uczą ;p )
Poza tym kolor zielony uspokaja, a to chyba by się przydało zestresowanym uczniom... 


No i wspomniane Chiny!



Byłam ostatnio w Londynie i wybrałam się do Chińskiej dzielnicy. Tłumy straszne (zwłaszcza, że to był wolny dzień, bo było jakieś brytyjskie święto, którego genezy nikt nie potrafił mi wyjaśnić), ale nie zraziło mnie to wcale!



 Musiałam oczywiście zajść do orientalnego marketu. Ba, mało tego, nawet zrobiłam w nim zakupy! Chociaż wybór był szalenie trudny.


Dwukolorowe ciastka Oreo
a może świńskie uszka? (ble!)















Sam dział noodles był wielkości małego sklepiku (np. takiego jak w szkole, w którym zawsze zdzierali ceny).


Urocze kluseczki jak patyczki

Podążyłam za białym króliczkiem...


...aż do Chińskich bram!


Upiorne złote kotki szczęścia

 Postaram się zaprezentować wszystkie zdobycze na blogu, gdy tylko dokonam degustacji. :)


moje SŁODYCZE!!! (no, może poza tymi krewetkowymi pałeczkami)




Domowy Wyrób Dania dla urody Na majówkę Posiłek dla maturzysty Piknik majowy

1 komentarz:

  1. Dodaj do wpisów wyraźne uzasadnienie, że posiłek/przepis jest odpowiedni dla maturzysty, wtedy będę mogła zaakceptować wpis

    OdpowiedzUsuń